Przez ponad 40 lat wierzyliśmy w oficjalne zalecenia zdrowotne, dotyczące unikania wszelkiej bogatej w cholesterol żywności, w celu uniknięcia chorób serca oraz zatykania tętnic. Niedawno eksperci amerykańskiego komitetu, który co pięć lat opracowuje państwowe wytyczne dotyczące diety oznajmiło, że nie podtrzymuje swoich poprzednich zaleceń, dotyczących spożycia cholesterolu (maksymalnie 300mg/dzień).
Cholesterol to niezbędna cząsteczka wchodząca w skład ścian komórek. Zapobiega wnikaniu w nie płynów pochodzących z zewnątrz komórki. Po obniżeniu cholesterolu lekami czy dietami, osłabiamy komórki i zwiększamy ryzyko wystąpienia udaru krwotocznego. Cholesterol dzieli się na dwie frakcje: HDL i LDL. Ta pierwsza jest naszym sprzymierzeńcem, bo „czyści” krew z resztek cholesterolu, które trafiają do wątroby, są tam rozkładane i wydalane z organizmu. Tym sposobem HDL chroni nas przed zmianami miażdżycowymi – stąd też zwany jest „dobrym” cholesterolem. Z kolei frakcja LDL zyskała miano „złego” cholesterolu, choć nie zawsze nam szkodzi. Lipoproteiny LDL transportują cholesterol do tkanek, a te wykorzystują go do budowy nowych komórek, produkcji hormonów, witaminy D i kwasów żółciowych (niezbędnych w procesach trawiennych). Innymi słowy, potrzebujemy nieco „złego” cholesterolu, by dobrze funkcjonować.
Cholesterol zawiera witaminę D; jest ona w zasadzie cholesterolem, który pod wpływem promieni słonecznych ulega przemianom chemicznym. Odgrywa kluczową rolę w dojrzewaniu i różnicowaniu się komórek. Jej brak powoduje guzy nowotworów.
Im więcej cholesterolu w diecie, tym mniej go wątroba produkuje.
I odwrotnie. Im mniej cholesterolu w diecie, tym wyższy mamy jego poziom.